Laura
Nazajutrz ok. południa, mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. Ujrzałam imię 'Max'. Szybko odebrałam.
-I co? Udało ci się czegoś dowiedzieć?- spytałam.
-Inaczej bym nie dzwonił. Nie obudziłem cię?
-Nie, a czemu pytasz?
-Chciałbym do ciebie przyjść z paroma typami, którzy mogliby pomóc.
-Ok, a kiedy?
-Teraz.
-Mogę zadzwonić po dziewczyny?
-Tylko po Rose.
-Czemu?
-Mojej siostrze trochę ta sprawa nie podchodzi, a Jessica jest na ciebie zła.
-No dobra, to przychodźcie- powiedziała,m i się rozłączyłam. Już się nie mogłam doczekać. Szybko wybrałam numer do Rose i po nią zadzwoniłam. Oczywiście zgodziła się z wiadomych (dla mnie) przyczyn.
Po pół godzinie usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam otworzyć. Niestety, była to tylko Rose. Zaprosiłam ją do środka. Nie zdążyłam usiąść razem z nią w salonie, gdy znowu musiałam otwierać drzwi (tym razem bardziej wyczekiwanym gościom). Lekko nacisnęłam klamkę, a dalej otworzył już Max. Przyszedł w towarzystwie czterech innych mężczyzn. Wszyscy mieli po 20-30 lat. Wśród nich zobaczyłam chłopaka Elizabeth Grimes. Nie był już tak roztrzęsiony jak wczoraj, co mogło tylko ułatwić rozmowę.
Max zaprowadził swoich kompanów do mojego salonu. Ku mojemu zdziwieniu udało mi się upchnąć ich na jednej sofie. Williams usiadł na jednym fotelu,na drugim siedziała Rosie, więc mi zostało usiąść na oparciu kanapy.
-Więc czego ci się udało dowiedzieć?- zapytałam kierując spojrzenie w stronę Maxa.
-Grimes była gorsza niż wcześniej przypuszczaliśmy- odparł mężczyzna. Spostrzegłam, że chłopak zamordowanej odwraca wzrok.
-Tak? A co jeszcze robiła?
- Długo mógłbym wymieniać- powiedział blondyn (jeden ze zgromadzonych).
- No to wymień chociaż jedną rzecz. Ale najpierw- znów spojrzałam na mojego znajomego- byłabym wdzięczna, gdybyś mi ich przedstawił, Max.
-A, sorry, zapomniałem. Od mojej lewej: Christopher, Thomas, Richard i Anthony.
- Spoko. No to teraz możesz odpowiedzieć, Tom.
-Babka była nieobliczalną psychopatką! Nie tylko kradła, ale też mordowała, groziła Richardowi, itd. Serio, dużo tego było. Nikt z nas jej nie lubił. Ale lepiej nie zadzierać z taką osobą bez skrupułów. Szczególnie, kiedy ma wartych siebie znajomych.
-No ale ktoś z nią zadarł. I niestety to on będzie musiał ponieść konsekwencje swojego czynu. Czasem życie jest nie sprawiedliwe. No ale trudno...Ma któreś z was pomysł, kto ją zabił?
Nie, ale musiał to zrobić ktoś, kto się jej nie bał. Ktoś, kto nie zwracał uwagi na konsekwencje, kto po prostu pragnął jej śmierci.
-No to obszar poszukiwań się zwęża. I to pewnie bardzo.
-Czy nikt nie czuje, jak tu duszno?- wtrąciła Rose- Nie wytrzymam dłużej, idę otworzyć okno- powiedziała, po czym udała się w stronę okna. Otworzyła je i przez nie wyjrzała- Laura, mam pytanie. Często snajperzy celują w twoje okna?
-Co?!- zerwałam się z kanapy i szybko podeszłam do przyjaciółki. Wyjrzałam przez okno i ujrzałam snajpera siedzącego w oknie na przeciwko.Gdy mnie ujrzał, lekko się uśmiechnął i pociągnął za spust.
-Padnij!- krzyknęłam, sama przesuwając się w bok na ścianę. Dziewczyna nie zdążyła zareagować.
Wszystko stało się tak szybko. Rosie upadła na podłogę zraniona kulą w brzuch. Reszta zgromadzonych podbiegła do nas, jednocześnie nie dając się zastrzelić. Moje mieszkanie było ostrzelane. Max jako pierwszy uklęknął przy rannej. Spojrzał na ranę i kazał mi zadzwonić na pogotowie. Po chwili strzały umilkł. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam odpowiedni numer. Lekko wyjrzałam przez okno, aby sprawdzić, czy zagrożenie minęło. Snajper już uciekł. Uświadomiłam sobie, że jesteśmy już mniej więcej bezpieczni. Nikt nie przyjął tego do wiadomości. Nikt nie odważył się wstać.
Po pewnym czasie usłyszeliśmy dźwięk karetki. Na ten sygnał wszyscy się podnieśli i ruszyli do wyjścia. Max natomiast podniósł Rosie z podłogi i również udał się w stronę drzwi.
-Znajomi Grimes wkroczyli do akcji. Teraz nie jesteśmy bezpieczni. Chcą nas dopaść. Na tym się nie skończy. Przestaną dopiero, gdy wszyscy będziemy martwi.
-No to trzeba się gdzieś schować. Masz jakieś pomysły? Powiedz, że tak. Ty przecież zawsze masz jakieś pomysły.
-Mam znajomości...- wykrzywił usta w geście uśmiechu, lecz niezbyt mu to wyszło. Zeszliśmy schodami na dół i zetknęliśmy się z ratownikami. Ci, szybko zawrócili, żeby otworzyć drzwi karetki. Max położył Rosie na przeznaczonym do tego łóżku i chwilę się w nią wpatrywał.
-Jedź z nimi. Twoje wsparcie na pewno jej nie zaszkodzi.
-Masz tutaj adres naszej możliwej kryjówki- powiedział wręczając mi kartkę z adresem- Pojedź tam i się na mnie powołaj.
-Ok, dzięki- spojrzałam jeszcze raz na karteczkę i wyszłam z samochodu.
-Jak to mówi Sherlock: 'Gra się rozpoczyna'*, Laura- krzyknął mi na pożegnanie.
Dokładnie. Gra się rozpoczyna, Laura.
----------------------------------
*'The game is on'
Super rozdział ! Czekam na więcej ;D
OdpowiedzUsuń