środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział IX

Laura

  Gdy dojechałam na miejsce tragedii, moi znajomi już na mnie czekali. Niepewnym krokiem weszłam do pomieszczenia. Emily Grimes leżała na zakrwawionej podłodze z kulką w głowie. Nie był to przyjemny widok, ale jej siostra wyglądała znacznie gorzej. Kiedy usłyszałam, że znaleźli ciało Emily pomyślałam, że to jakiś żart. Lecz teraz, gdy stałam przy jej truchle, przestało być to dla mnie abstrakcją. Niestety. Mówili, że nie miała wrogów. Że była tą lepszą z rodzeństwa i wszyscy ją uwielbiali. Najwidoczniej się mylili.
  W kącie pokoju stał zdruzgotany Richard. Dziewczyna była jego najlepszą przyjaciółką, to był dla niego mocny wstrząs. Współczuję facetowi. Tyle emocji w tak krótkim czasie nie wpływa dobrze na psychikę. Nagle poczułam chłodną dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam wzrok w stronę jej właściciela. Był to Anthony. Zdziwiłam się, co prawdopodobnie było po mnie widać.
 -Wyluzuj Ginny. Nic ci przecież nie zrobię- odezwał się spokojnym głosem.
 -Ginny? Nikt tak do mnie nigdy nie mówił. Skąd ci to przyszło?
 -Od twojego drugiego imienia. Jeśli ci się nie podoba to mogę tak do ciebie nie mówić.
 -Coś ty. Jest całkiem spoko. Możesz przy tym zostać.
 -Tak jest ma'am- uśmiechnął się Tony. Lekko zachichotałam, co sprawiło, że wszyscy zgromadzeni spojrzeli na nas zbulwersowanym wzrokiem.
 -Chyba powinniśmy stąd wyjść, zważając na sytuację panującą w tym pomieszczeniu. Raczej śmieszkowanie nie jest tu mile widziane- złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia- Widzę, że humorek dopisuje. Co się stało, że masz taki dobry nastrój?
 -Ja miałem w ogóle zły nastrój?- zaśmiał się. Facet bardzo dobrze ściemniał. Byłby dobrym przestępcą.
 -Zajmijcie się z łaski swojej śledztwem. Poflirtujecie sobie kiedy indziej- usłyszałam głos Mycrofta. Twarz oblała mi się rumieńcem, tak samo jak i Anthony'emu.
 -Ja tu nie pasuję. Przecież to wy jesteście od myślenia- odparł Tony.
 -To chociaż nie przeszkadzaj Laurze. A ogółem to masz jakieś teorie Sharpe?
 -Wydaje mi się, że następnym celem mordercy może być Richard.
 -Dobrze kombinujesz. Jednak Anthony'emu dobrze zrobi twoje towarzystwo. Może w końcu nauczy się myśleć.
 -Oj bez przesady. Nie bądź taki ostry...
 -Proszę, mogłabyś się nie mieszać w nasze rozmowy Ginny?- spytał Tony.
 -Dobrze już, dobrze, nie będę wam więcej wchodzić w drogę- lekko się zaśmiałam i od nich odeszłam. Idąc, dalej słyszałam ich kłótnię. Nagle ujrzałam Maxa rozmawiającego przez telefon. Oczywiście, zachowałam się jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało i podeszłam trochę bliżej, aby usłyszeć z kim i o czym rozmawia. Co jak co, ale taka przyjaciółka to prawdziwy skarb.
 -To była twoja sprawka?- rozmawiał- A może to był któryś z twoich ludzi? No w sumie racja. A, no faktycznie, zapomniałem o nim. Jakie niby powody? Nie kpij sobie ze mnie, ok? Kto następny? Uważaj, bo ci uwierzę. Ta, jasne. Kiedy? Ok, będę. Jasne, że nikt nie wie, nie jestem głupi. Dobra, to do zobaczenia- rozłączył się. Zaczęłam coś podejrzewać i chyba każdy się domyśli co. Podeszłam do mężczyzny jak gdyby nigdy nic mimo, że w duszy ogarniał mnie niepokój.
 -Jak tam u Rosie?- spytałam.
 -Dobrze- uśmiechnął się- Jest z nią coraz lepiej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, niedługo wyjdzie ze szpitala.
 -A co z wami?
 -Ehmmm... Co ma z nami być? Nic się nie dzieje- odwrócił wzrok.
 -Ta, jasne. Normalnie nie jesteś taki szczęśliwy. Powiedziałeś jej?
 -Uhm... Co jej miałem powiedzieć?
 -Ty dobrze wiesz co. Dobra, widzę, że jej powiedziałeś. Jak zareagowała?
 -No, normalnie. A jak miała zareagować?
 -Dobra, ten temat chyba zakończę. Z kim rozmawiałeś? Z nią?- weszłam na głęboką wodę.
 -Nie, z Tomem.
 -Tom jest tutaj.
 -Aaa, że teraz. No to tak, z nią- to kłamstwo mu nie wyszło. Widziałam, że się denerwuje. Nie dziwię się. W takiej sytuacji też bym się denerwowała.
  Nagle przez myśl przeszedł mi pewien pomysł. Co, jeśli on mnie zauważył? Mógł zmienić temat, aby wprowadzić mnie na fałszywy trop. Ale po co? Może prowadził drugie śledztwo z kim innym, ale zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak robić? Ale czy nie wierzyłby w umiejętności detektywistyczne Holmesów? Niestety, nie znam go na tyle dobrze, aby móc określić co jest prawdą, a co kłamstwem. Nawet gdyby coś, to wiedziałam, że pewnie niedługo się dowiem. Lecz dla naszego bezpieczeństwa musiałam zachować wszelkie środki ostrożności.  Postanowiłam skupiać teraz na nim większą uwagę.Jeśli coś się działo, musiałam mieć pewność, o co chodzi. Gdybym się pomyliła, nasza przyjaźń zakończyłaby się z hukiem.
  Jeszcze przez jakiś czas 'węszyłam' na miejscu zbrodni, a później poprosiłam swoją siostrę o o przetrzymanie u niej w domu. Nie miałam ochoty wozić się do Burton. Zaplanowałam, że gdy sprawa będzie już zamknięta, zaproponuję ponowną przeprowadzkę do Londynu. Nigdy nie lubiłam długich wyjazdów samochodem, a mieszkanie tam niestety mnie do tego zmuszało.

-----------------------

Tak. Wróciłam. Tęskniliście?

piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział VIII

Clarie

  Pomimo wielu prób skontaktowania się z bratem, ten dalej się o mnie nie odzywał. Nie rozumiem go. Najpierw namawia mnie do udziału w jakimś śledztwie,  gdy nareszcie chcę się w to włączyć on nie chce odebrać głupiego telefonu. Gdzie w tym logika? Postanowiłam zadzwonić do Jess i to ją poprosić o zawiezienie do tamtego domu w Burton. Bez większych problemów się zgodziła. Wyszłam na dwór i tam  czekałam, aż się zjawi.
  Po dwunastu minutach dziewczyna podjechała pod mój dom. Weszłam do auta. Powitałyśmy się bez entuzjazmu. Bardzo żałowałam, że Max ode mnie wtedy nie odebrał. Z Jessicą nie darzyłyśmy się zbytnią sympatią. Nie pamiętam o co poszło, ale o coś na pewno.
 -Jakby nie można było znaleźć sobie kryjówki gdzieś bliżej- burczała pod nosem siostra Laury.
 -A jak daleko to jest?- zapytałam.
 -Wystarczająco daleko, żeby można było narzekać- odparła Jess. Jej ton głosu mnie zdenerwował. Aby się uspokoić założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Przez resztę drogi siedziałyśmy w milczeniu. Gdy  dotarłyśmy na miejsce, szybko wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Otworzył mi wysoki blondyn.
 -To ty jesteś Clarie?- odezwał się ciepłym głosem.
 -Tak, to ja. A kto pyta?
 -Jestem Thomas. Thomas Collins. Miło mi- podał mi dłoń- Słyszałem, że jesteś świetną malarką. Co dokładnie malujesz?
 -Ech... Nie przesadzałabym z tą świetnością. Maluję to, co mi się podoba. Nie mam określonej zasady.
 -Szacunek... Ja nie potrafię nawet drzewa narysować.
 -Nie bądź wobec siebie taki surowy. Każdy umie malować, ale we własnym stylu.
 -Możecie się już łaskawie ruszyć?!- spytała niecierpliwym głosem Jessica. Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta weszła do środka.
  Udaliśmy się do salonu. Na kanapie siedziała już Jess oraz jakiś mężczyzna. Usiadłam na fotelu i zaczęłam się zastanawiać czy będę miała czas namalować Burton.
 -Clarie?! To naprawdę ty?- zapytał mnie mężczyzna. Gdy spojrzałam na niego uważniej, uświadomiłam sobie, że był to mój stary znajomy- Anthony.
 -Anthony? Sorry, nie poznałam cię. Zmieniłeś się...
 -Dobra, przejdziemy do konkretów czy nie?!- warknęła Jess.
 -Ok- zaczął Tony- Ktoś cię już wprowadzał w konkrety?
 -Nie, ale byłam na miejscu zbrodni.
 Weszłaś do środka?
 -Na max pięć sekund.
 -No to od początku. Taki jeden typek odciął babce głowę, jej ludzie postrzelili Rose, a my szukamy tego, który zabił tą kobitę.
 -Coś tu nie gra...
 -Poza tym na własną rękę szukamy tamtych złych ziomków.
 -No właśnie. Macie jakieś wskazówki?
 -Tak. Był to ktoś, kto pragnął zemsty.
 -Ale się dowiedziałam- westchnęłam- A wiecie coś na temat tamtych ludzi? Błagam, nie mów mi tylko, że byli jej ziomkami.
 -Informacje pozostają ściśle tajne. Tylko Max coś wie, ale nikomu o tym  ie mówi.
 -Cały Max. Jak mu na czymś zależy, robi to sam.. Pewnie dlatego nie odbierał telefonu.
 -Zapewne. Albo jest w szpitalu u Rosie...
 -To nie powód, żeby...- Anthony przerwał mi głośnym chrząknięciem. Gdy odwróciłam wzrok w jego kierunku spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem- Myślisz, że nie wytrzymał?
 -Wiesz... Dziewczyna się prawie przekręciła to się wystraszył, że nie zdąży jej tego powiedzieć.
  Nagle zaczął dzwonić telefon Tony'ego. Wyszedł z pokoju i odebrał. Słyszałam jak krzyczy i klnie. Gdy skończył rozmawiać,  wbiegł do pokoju.
 -Grimes nie żyje- powiedział.
 -No już od dawna- odparła zaniepokojona Jessica.
 -Ale Emily. Musimy jechać- zarządził i szybko ruszyliśmy do samochodu.


--------------

Nareszcie kolejna osoba zginęła. Już mi się nudziło :))