piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział VIII

Clarie

  Pomimo wielu prób skontaktowania się z bratem, ten dalej się o mnie nie odzywał. Nie rozumiem go. Najpierw namawia mnie do udziału w jakimś śledztwie,  gdy nareszcie chcę się w to włączyć on nie chce odebrać głupiego telefonu. Gdzie w tym logika? Postanowiłam zadzwonić do Jess i to ją poprosić o zawiezienie do tamtego domu w Burton. Bez większych problemów się zgodziła. Wyszłam na dwór i tam  czekałam, aż się zjawi.
  Po dwunastu minutach dziewczyna podjechała pod mój dom. Weszłam do auta. Powitałyśmy się bez entuzjazmu. Bardzo żałowałam, że Max ode mnie wtedy nie odebrał. Z Jessicą nie darzyłyśmy się zbytnią sympatią. Nie pamiętam o co poszło, ale o coś na pewno.
 -Jakby nie można było znaleźć sobie kryjówki gdzieś bliżej- burczała pod nosem siostra Laury.
 -A jak daleko to jest?- zapytałam.
 -Wystarczająco daleko, żeby można było narzekać- odparła Jess. Jej ton głosu mnie zdenerwował. Aby się uspokoić założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Przez resztę drogi siedziałyśmy w milczeniu. Gdy  dotarłyśmy na miejsce, szybko wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Otworzył mi wysoki blondyn.
 -To ty jesteś Clarie?- odezwał się ciepłym głosem.
 -Tak, to ja. A kto pyta?
 -Jestem Thomas. Thomas Collins. Miło mi- podał mi dłoń- Słyszałem, że jesteś świetną malarką. Co dokładnie malujesz?
 -Ech... Nie przesadzałabym z tą świetnością. Maluję to, co mi się podoba. Nie mam określonej zasady.
 -Szacunek... Ja nie potrafię nawet drzewa narysować.
 -Nie bądź wobec siebie taki surowy. Każdy umie malować, ale we własnym stylu.
 -Możecie się już łaskawie ruszyć?!- spytała niecierpliwym głosem Jessica. Nawet nie zauważyłam kiedy kobieta weszła do środka.
  Udaliśmy się do salonu. Na kanapie siedziała już Jess oraz jakiś mężczyzna. Usiadłam na fotelu i zaczęłam się zastanawiać czy będę miała czas namalować Burton.
 -Clarie?! To naprawdę ty?- zapytał mnie mężczyzna. Gdy spojrzałam na niego uważniej, uświadomiłam sobie, że był to mój stary znajomy- Anthony.
 -Anthony? Sorry, nie poznałam cię. Zmieniłeś się...
 -Dobra, przejdziemy do konkretów czy nie?!- warknęła Jess.
 -Ok- zaczął Tony- Ktoś cię już wprowadzał w konkrety?
 -Nie, ale byłam na miejscu zbrodni.
 Weszłaś do środka?
 -Na max pięć sekund.
 -No to od początku. Taki jeden typek odciął babce głowę, jej ludzie postrzelili Rose, a my szukamy tego, który zabił tą kobitę.
 -Coś tu nie gra...
 -Poza tym na własną rękę szukamy tamtych złych ziomków.
 -No właśnie. Macie jakieś wskazówki?
 -Tak. Był to ktoś, kto pragnął zemsty.
 -Ale się dowiedziałam- westchnęłam- A wiecie coś na temat tamtych ludzi? Błagam, nie mów mi tylko, że byli jej ziomkami.
 -Informacje pozostają ściśle tajne. Tylko Max coś wie, ale nikomu o tym  ie mówi.
 -Cały Max. Jak mu na czymś zależy, robi to sam.. Pewnie dlatego nie odbierał telefonu.
 -Zapewne. Albo jest w szpitalu u Rosie...
 -To nie powód, żeby...- Anthony przerwał mi głośnym chrząknięciem. Gdy odwróciłam wzrok w jego kierunku spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem- Myślisz, że nie wytrzymał?
 -Wiesz... Dziewczyna się prawie przekręciła to się wystraszył, że nie zdąży jej tego powiedzieć.
  Nagle zaczął dzwonić telefon Tony'ego. Wyszedł z pokoju i odebrał. Słyszałam jak krzyczy i klnie. Gdy skończył rozmawiać,  wbiegł do pokoju.
 -Grimes nie żyje- powiedział.
 -No już od dawna- odparła zaniepokojona Jessica.
 -Ale Emily. Musimy jechać- zarządził i szybko ruszyliśmy do samochodu.


--------------

Nareszcie kolejna osoba zginęła. Już mi się nudziło :)) 

2 komentarze:

  1. Uhuhuhu, kolejny rozdzialik, sama zaraz muszę napisać II rozdział do swojego ff. Jak zawsze rozdział wprowadza w napięcie. Czekam na więcej! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, wypadałoby coś w końcu wstawić Julio. Już się nie mogę doczekać :) No i oczywiście również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń